Za każdym razem, gdy próbuję się wznieść,
upadam bez moich skrzydeł
Jeden ogromny błąd, do którego przyznałam się tamtego dnia.
Wyznanie padło i zawisło między nami jak wielka, żelazna kula,
która wprawiona w ruch niszczy nawet najsolidniejsze mury.
Przestałam konwulsyjnie drgać; ucichłam, a szok po usłyszeniu
tego króciutkiego zdania jakby zablokował głośny płacz, który
dotychczas z siebie wyrzucałam. Nasłuchiwałam uważnie, czekając
aż głos, który rzucił te słowa między nas, ponownie się
odezwie.
Tylko że to był mój własny głos. To ja sama zadałam te bolesne
ciosy.
A on mimo tego co usłyszał, wciąż obejmował mnie jakbym była
jego najcenniejszą nagrodą. Ucisk może tylko troszeczkę zelżał;
widocznie sens słów, które wyrzuciłam w niewielką przestrzeń
między nami nie dotarł jeszcze do jego świadomości.
- Co... – zająknął się, a jego głos zadrżał jak wcześniej
mój. Odsunął się ode mnie na minimalną odległość, a w
miejscach, gdzie przed chwilą spoczywały jego ciepłe dłonie,
wkradł się chłód. Jeszcze był spokojny, nic nie zwiastowało
katastrofy. Odchrząknął cicho i dokończył niewypowiedziane
pytanie: - Co zrobiłaś?
Wyczułam w tym pytaniu niedowierzanie i jakąś słabą nutkę
nadziei na to, że cofnę to co powiedziałam. Szczerze powiedziawszy
– przez moment miałam ochotę to zrobić, ale wiedziałam, że
wtedy mocniej pogrążyłabym się w otchłani własnych błędów.
Życie w kłamstwie nie było tym czego pragnęłam. Mówiąc, że
prawda była bolesna, powiedziałabym chyba za mało. Prawda była
bardziej niż bolesna. Dla nas obojga. Ale... może wcale nie była
niewybaczalna? Może...
Nadzieje na wybaczenie z jego strony chwilowo się rozpłynęły, gdy
napotkałam jego wzrok ponaglający mnie do odpowiedzi. Gdy przez
moją głowę przeszedł ten niedługi szereg słów, przypominający
mi o zbrodni, którą popełniłam, pod powiekami poczułam potok
łez. Nie mogłam pozwolić sobie na kolejny wybuch płaczu, dlatego
z całych sił starałam się powstrzymywać napływające łzy. Przy
czym „z całych sił” oznaczało, iż nie starałam się w ogóle,
gdyż owych sił już nie miałam. Byłam słaba, zawsze taka byłam
i nie rozumiałam w jaki sposób doszłam do wniosku, iż
kiedykolwiek mogłoby być inaczej. Nie czułam się już
właścicielką i władczynią swojego ciała.
Wplotłam palce w swoje włosy i zacisnęłam je na ciemnych
kosmykach tak jakbym chciała je wyrwać. Szukałam złagodzenia
wewnętrznego cierpienia w bólu fizycznym.
- Nie każ mi tego powtarzać – poprosiłam, a mój głos znowu się
załamał, wraz ze spłynięciem dwóch łez po moich policzkach,
które jak magnez pociągnęły za sobą kolejne.
- Masz rację – przyznał, gwałtownie podnosząc się z sofy, na
której siedzieliśmy. Doszukałam się w tym przekazu, iż moja
bliskość po prostu zaczęła go brzydzić. - Wcale nie mam
ochoty tego słuchać.
Stał nade mną jak kat nad ofiarą, choć biorąc pod uwagę tego
jak ciężki był mój czyn – powinno być na odwrót. To ja byłam
katem, a on ofiarą.
- Nie, to nie może być prawda... - próbował przekonać sam
siebie, a nieświadomie również mnie. Ja także pragnęłam obudzić
się z tego koszmaru. - Nie wierzę, nie wierzę - powtarzał
nieustannie przechadzając się w tę i z powrotem tuż przed moim
nosem. Czułam przenikliwy chłód za każdym razem gdy mnie mijał.
Nie miałam pojęcia czy to po prostu poruszane przez jego ruchy
powietrze, czy faktycznie emanował tak bezlitosnym zimnem.
W końcu zatrzymał się przy oknie i wsparłszy się dłońmi o
parapet, spuścił głowę. Pokręcił nią z niedowierzaniem i
prychnął cicho.
Stał tam przez chwilę, zmuszając mnie do patrzenia w jego plecy.
Zapanowała cisza, w której dało się słyszeć tylko moje żałosne
łkanie, choć starałam się je maksymalnie ściszyć.
- Jak mogłaś? - spytał i nie czekając na moją odpowiedź,
rozwinął nieco swoje pytanie: - Jak mogłaś zrobić mi coś
takiego?
Wciąż stał do mnie tyłem. Jego dłonie nie wspierały go już o
parapet; zacisnął je na swoim karku, odchylając głowę w tył,
tak jak ja gdy chciałam zmusić łzy by wpłynęły z powrotem do
miejsca, z którego się wydostały.
- Nie... nie powiedziałam ci jeszcze wszystkiego – wymamrotałam
po cichu, pociągając nosem, a on nie zareagował w żaden sposób.
Nie wiedziałam czy usłyszał, ale mimo to postanowiłam
kontynuować: - Ja... - zamilkłam jednak, gdy nagle zwrócił swoją
twarz ku mnie. Zobaczyłam jego przesycone emocjami oczy i
zapragnęłam tylko jednego – śmierci. Spoglądał na mnie z
odrazą, ale jego niechęć wobec mnie była najłagodniejszym
wymiarem sprawiedliwości. Oprócz niesmaku, dostrzegłam w nim
urozmaiconą mieszankę innych uczuć. Rozczarowanie, złość,
frustracja... Najwyraźniej odznaczała się rozpacz. Nie mógł
pogodzić się z tym, że był bezsilny wobec tego czego się
dopuściłam.
- Powiedziałem, że nie chcę tego słuchać – podniósł głos.
Strącona przez niego w afekcie doniczka po chwili wylądowała na
podłodze, rozpadając się na kawałki, a bezradna roślina została
pozbawiona warunków do życia.
Nawet się nie poruszyłam, gdy przeraźliwy huk wypełnił
pomieszczenie. Pozwalałam łzom płynąć swoim nieprzerwanym
strumieniem, a przez ich zamgloną zasłonę przyglądałam się
roślinie, której korzenie zostały częściowo obnażone.
Mogłam porównać ją do siebie. Też byłam taką obdartą z
godności roślinką w beznadziejnym położeniu. Tylko, że moja
doniczka rozpadła się dawno temu, gdy zginęła moja siostra. To co
skończyło się niecałe dwa tygodnie wcześniej było tylko
nieporadną próbą odnalezienia się w odmiennych warunkach.
Myślałam, że w końcu coś mi się udało, nareszcie zaznałam
odrobiny szczęścia i odnalazłam receptę na to jak żyć długo
i szczęśliwie. A potem to. I dotarło do mnie, że nie
mam prawa nawet do malutkiego ułamka szczęścia.
Przeniosłam swój wzrok z powrotem na niego. Czułam jak powietrze
między nami się zagęszcza, miałam wrażenie, że za chwilę się
uduszę, co byłoby spełnieniem moich marzeń.
Dostrzegłam łzy, które zabłyszczały w kącikach jego oczu i
zażyczyłam sobie jeszcze jednego – by moja śmierć była szybka
i bezbolesna. Choć co to za różnica, skoro mój ból przekroczył
już dopuszczalne granice, a gdy stał się nie do wytrzymania –
przestałam go odczuwać. Mój organizm wyłączył się całkowicie,
uleciały z niego wszystkie emocje i niemalże przestałam czuć
jakiekolwiek bodźce z zewnątrz. Byłam martwa, jednocześnie wciąż
żyjąc.
Jeszcze raz pokręcił głową, nie dowierzając i znów rozpoczął
swoją wędrówkę po pokoju. Jego kroki przecinały gęstą
atmosferę jak ostre sztylety, trafiając prosto w moje serce, ale
mój organizm przyjmował to zaledwie jako nieznaczne ukłucie
widelcem.
W pewnym momencie zatrzymał się, ściągając na siebie mój wzrok.
Wstyd się przyznać do takiej naiwności, ale wcale nie byłam wtedy
całkowicie pozbawiona uczuć. Jedynym, co we mnie pozostało był
nikły płomyczek nadziei na to, że, gdy on sobie wszystko na
spokojnie przemyśli, pozwoli nam kontynuować nasze życie,
prowadząc je ku temu, co mogliśmy mieć już teraz, gdybym nie
dopuściła się tego egoistycznego aktu. W owym momencie nic nie
było w stanie mi tego odebrać. Nic. Nawet jego późniejsze słowa,
które dotarły do mnie jakby spod wody.
-Możesz teraz stąd wyjść i już nigdy nie wracać. Nienawidzę
cię za to co zrobiłaś!
Jakiś czas później przekonałam się o tym, że nawet z tak
nikłego płomyczka nadziei może wybuchnąć nieposkromiony pożar,
który jest w stanie doszczętnie mnie strawić.
I faktycznie – już nigdy tam nie wróciłam.
__________________________
Przedstawiam Wam ten wyrwany z kontekstu
prolog, z którego jestem tak bardzo zadowolona, że chyba zacznę
zaraz fruwać pod sufitem. To nieskromne, wiem, ale świadomość, że
wycisnęłam ze swoich umiejętności coś takiego jest naprawdę niesamowita :) W następnych rozdziałach troszeczkę cofniemy się w
czasie, a do prologu jeszcze wrócimy. Wtedy wszystkie jego tajemnice
będą już znane. Jedną z nich – imiona bohaterów poznacie
niebawem, choć wydaje mi się, że duża część z Was już wie
którego piłkarzyka wzięłam w kluby. Gif, który dodałam do
zakładki z bohaterami nie ukrywa zanadto jego tożsamości. Nie wiem
kiedy definitywnie wystartuję z tą historią. Chciałabym sobie
zrobić jakiś zapas rozdziałów, zanim zacznę je publikować i
chcę być z nich tak zadowolona jak z tego, więc może to trochę
potrwać, zwłaszcza że jeszcze nie skończyłam z Wellingerem.
Dłuższy komentarz mi zeżarło, więc napiszę tylko, iż kocham Ciebie i to opowiadanie całym serduchem i jestem po prostu oczarowana.
OdpowiedzUsuńTak. Ewidentnie.
Buziaki, geniuszu! :*
Jestem i tu<3 Wiesz jak ja kocham twoje emocje, prawda? I twoje prologi, to już drugi, który wgniótł mnie w ziemię. Z tym, że Welli i Łucja są taki dobrzy, a ich świat mimo okrucieństwa nietykalny. Natomiast tutaj... Kocham tą grozę, tą atmosferę odganiającą choć na moment rzeczywistość... Wciągnęło mnie całą.
OdpowiedzUsuńZbrodnia... Przewijające się słowo zbrodnia? Więc czy to jest kryminał? Czy bohaterka kogoś zabiła, kogoś mu bliskiego? Czy może po prostu to jej czyn tak przytłacza ich oboje, że sami nazwali go tym strasznym słowem, choć wobec prawa wcale na nie nie zasługuje.
I cóż... Sama ta dziewczyna jest cholernie fascynująca. Czy żałuje swojego czynu czy próbuje się z niego tylko wyplątać. W jakim stopniu żyje na serio, a w jakim walczy z tragedią z przeszłości? Nie wiem. Jestem pewna tylko, że go kocha. Bardzo go kocha.
No i wiesz. Nie czytałam za dużo piłkarskich opowiadań, jestem zwyczajnym amatorem, więc błędy wynikające z mojego braku wiedzy mogą czasem być rażące.
Niemniej jednak mundial mnie pomału wciągnął, może i dla zabicia smutnego czasu ale jednak.
No i z twoim opisem na gadu zgadzam się całkowicie;p
I dziękuję za to wszystko co piszesz;*
Obyś nigdy nie przestała.
A czy Ty wiesz jak ja kocham Twoje komentarze? :D
UsuńNie, to nie będzie kryminał. Chciałam się za coś takiego brać, ale to raczej jeszcze nie teraz. Słowo zbrodnia jest tutaj trochę dwuznaczne, ale nie będę się w to zagłębiać, bo jeszcze wyjdzie z tego spoiler, a tego bym nie chciała :) W sumie to to nie będzie taka smutna historia jak może się wydawać. No przynajmniej dopóki nie dobrnę do wydarzeń, o których mowa w prologu, ale jak na razie przewiduję dużo humoru i śmiesznej ludzkiej nieporadności :)
Zgadzasz się z moim opisem? :p Oj, jestem ciekawa czy istnieje jakaś dziewczyna, której James Rodriguez nie zauroczył lub nie zachwycił chociaż przez chwilę :)
Dziękuję za jak zwykle motywujący komentarz! :*
Zlinczuj mnie, proszę cię bardzo. Zasługuję na to bardzo, bardzo. Bo przeczytałam dawno, skomentować miałam dawno, ale skończyło się na miało. Bo przyszła niechęć, potem przypałętał się brak czasu, a gdy już niechęć minęła to wyjechałam na wakacje, a blogi odeszły w niepamięć. No nie do końca, bo jak wena mnie na wczasach dopadła, to usiedzieć w miejscu nie mogłam. No, ale do rzeczy, bo pierniczę jak potłuczona. Zupełnie nie na temat!
OdpowiedzUsuńProlog jest świetny, wiesz? Ale przyzwyczaiłaś mnie już do swoich standardów i raczej nie spodziewałam się, że na tym gruncie zawiedziesz.
Póki co niewiele rozumiem. A może zbyt się nie staram, bo jeszcze nie doszłam do siebie po powrocie do domu. Nieważne. Liczy się to, że zakochałam się w tym opowiadaniu po uszy, po przeczytaniu tego krótkiego prologu i zapewniam, że szybko się ode mnie nie uwolnisz. Taki mój urok!
Zastanawia mnie, co takiego zrobiła dziewczyna, że tak bardzo zaskoczyła chłopaka i spowodowała, że całkiem się od niej odsunął. Nie wiem. Mogę jedynie się domyślać, ale moje domysły bardzo rzadko okazują się słuszne w stu procentach. Dlatego chyba poczekam na kolejny rozdział, który rzuci na całą historię trochę więcej światła.
Póki co cieszę się niezmiernie, że jesteś zadowolona z tego prologu, bo jest on naprawdę genialny! Taki w twoim stylu, a przez to wspaniały.
Liczę na dużo więcej!
Pozdrawiam :*
Ależ nic się nie stało, nie przepraszaj ;) Sama ostatnio mam jakąś taką niechęć do wszystkiego, ale jakoś z tym walczę. Może jak sobie trochę odpocznę na wakacjach to mi to minie.
UsuńCieszę się, że Ci się podoba. Ja znów jak byłam zadowolona tak teraz stwierdziłam, że chyba zaczęłam trochę za bardzo krzykliwie. No i za wcześnie, bo do teraz nie mam składnego pomysłu na pierwszy rozdział i co chwilę to zmieniam. No ale jakoś to będzie. Skończę Wellingera i zajmę się tym :)
Dziękuję Ci bardzo za to, że po tak długim czasie od przeczytania jeszcze chciało Ci się pisać komentarz, bo to dużo dla mnie znaczy! <3
„Za każdym razem gdy próbuję się wznieść upadam bez moich skrzydeł.” – przecinek przed „gdy” i „upadam”.
OdpowiedzUsuń„Tylko, że to był mój własny głos.” – http://www.prosteprzecinki.pl/przecinek-przed-tylko-ze
„Doszukałam się w tym przekazu, iż moja bliskość po prostu go zaczęła go brzydzić.” – wkradło się niepotrzebne „go” (to pierwsze).
„Nawet się nie poruszyłam gdy przeraźliwy huk wypełnił pomieszczenie.” - http://www.prosteprzecinki.pl/przecinek-przed-gdy
„Byłam martwa jednocześnie wciąż żyjąc.” – przecinek przed „jednocześnie”
„Jedynym co we mnie pozostało był nikły płomyczek nadziei na to, że gdy on sobie wszystko na spokojnie przemyśli, pozwoli nam kontynuować nasze życie, prowadząc je ku temu co mogliśmy mieć już teraz gdybym nie dopuściła się tego egoistycznego aktu.” – przecinek po „jedynym”, chociaż tutaj nie jestem do końca pewna, czy akcentujesz to zdanie, czy nie; przecinek przed „był”, „co”, „gdybym”.
Mam nadzieję, że nie jesteś zła za to, że wyłapałam kilka błędów i Ci je wskazałam. Nie jestem ich pewna, ale dla mnie przynajmniej są małymi potyczkami. ;)
Nie jestem fanką Realu, o nie, jestem i będę za Barceloną, ale po tym, co przeczytałam, zakochałam się w Twoim piśmie i powiedziałam sobie „to tylko jedno opowiadanie” i nie mogę odpuścić sobie takiego cuda z powodu mojej lekkiej nienawiści do klubu sportowego. I przepraszam za te słowa, bo zapewne Cię urażą. Wiem, bo sama czuję się urażona, gdy ktoś obraża mój ukochany klub. Nie zrozum mnie źle – to wrogowie, wrogów się nie lubi.
Prolog jest naprawdę cudowny. Wywarł na mnie ogromne wrażenie. Twój warsztat pisarski jest bardzo rozbudowany. Co prawda, znalazłam kilka powtórzeń, ale puściłam je bokiem, w końcu nie mogę skupiać się na samych błędach. Zazdroszczę Ci tego talentu, bo sama bym chciała pisać tak jak Ty. Nie dziwię się, że jesteś zadowolona z rozdziału, bo ja także bym była.
Zostawiłaś nas w niepewności. Jestem na Ciebie za to zła, ale i możesz być zadowolona, bo zostanę tutaj dopóki nie wyjaśni się ta cała sprawa z nią i z nim. Co takiego zrobiła? Zdradziła go? Zabiła kogoś? A może jest siostrą jej siostry (tak bardzo logicznie!), a on był kiedyś z tą siostrą, ona się nie przyznała i… no tez jest dużo i chcę już znać odpowiedź! Moja głowa buzuje od natłoku pytań. Co ty robisz z czytelnikami, eh? :)
Mi pozostaje niecierpliwie czekać na rozdział pierwszy, który, mam nadzieję, pojawi się niebawem. Ściskam!
Sparrow (tak w razie czego, zmieniłam Nick z Kadu. Ale mogę ponownie zmienić go na ten wcześniejszy, więc się nie zdziw ;D)
www.sniezka-musi-umrzec.blogspot.com
PS. Przepraszam za taką chaotyczność.
Och, oczywiście, że nie jestem zła za wytknięcie mi tych kilku błędów :) Wręcz przeciwnie - jestem wdzięczna i nawet chciałabym żeby inne czytelniczki wzięły z Ciebie przykład i wytykały mi każdy drobiazg. To tylko i wyłącznie dla mojego dobra, bo bez konstruktywnej krytyki nigdy się nie rozwinę ;) Dziękuję Ci bardzo! Poprawię to wszystko, obiecuję, ale nie w tym momencie, bo wczoraj wróciłam z wyjazdu i jeszcze się nie zregenerowałam, więc czas położyć się do łóżka :)
UsuńJestem tolerancyjnym kibicem, akceptuję Twoje odmienne zdanie i cieszę się, że mimo swojej niechęci do mojego ukochanego klubu postanowiłaś tutaj zostać. Muszę się teraz postarać żeby nie obniżyć swojego poziomu i w trakcie trwania opowiadania Cię nie zniechęcić, bo do tego mam wielki talent.
Za wskazanie błędów już podziękowałam, teraz dziękuję za te pochwały :) Nie wiem czy na nie zasłużyłam, przede mną jeszcze długa droga, ale dziękuję!
Jak tylko odeśpię ostatnie dwa tygodnie, to zaczynam ostrą pracę nad zakończeniem mojego aktualnego opowiadania, a potem przybywam tu :)
Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam! <3